Strony

czwartek, 28 maja 2015

Moje transferowanie. Jak się nie nudzić.

Całkowicie sfiksowałam na tle transferów.:)
 Pokochałam je, jak tylko pierwszy raz zobaczyłam na jakimś blogu. Wiedziałam od razu, że to coś dla mnie.
Ale kiedy sobie teraz przypominam te wypociny sprzed trzech lat...o rany. Daleka droga. Więc dziś trochę więcej w tym temacie.

Wiosna to dla mnie okres wytężonej pracy. Jak wiecie, zawaliło mnie starymi gratami. Co rusz ktoś mi przywiózł, zadzwonił ( bierz, bo na śmietnik), albo zwyczajnie napatoczyłam się na coś zabidzonego, co tylko dla mnie miało potencjał.
Takim sposobem pracy mam na całe lato. A praca wre, bo teraz mogę robić na świeżym powietrzu, więc takie przyjemne z pożytecznym.
Oczywiście wszystko w bieli i przecierkach. Do tej pory zwykle taka "Francja Elegancja", czyli transfery z napisami, francuskie grafiki itp. Ostatnio pomyślałam, że czas przejść na "wyższy poziom". Transfer kolorowy jest trudny, ale małe wzory na meblach i poduszkach już były...teraz pora zaszaleć.
Uwielbiam motywy różane. Dla jednych banał, dla drugich ponadczasowe piękno. Ja należę do tych drugich.
Więc takie szaleństwo popełnione:


Prawdę mówiąc sama miałam wątpliwości, czy się uda. Stolik kosztował mnóstwo pracy, bo był w stanie fatalnym. Po całkowitym remoncie, szpachlowaniu ubytków i malowaniu pięć razy to porażka przy transferze nie byłaby przyjemna.
Gdyby się rozmazało, albo słabo odbiło, cała praca przy blacie od początku...
Motyw nie dość, że kolorowy, to jeszcze wielki, kombinowany z kawałków. Jak się okazało, obawy niepotrzebne.




Kolory w realu są dużo spokojniejsze i przytłumione. Niestety nie potrafię zrobić ładnych zdjęć, kiedy za oknem wciąż pochmurno i egipskie ciemności. Ale jakość transferu chyba udało mi się pokazać.

Jestem tak zachwycona efektem, że z pewnością na tym się nie skończy. Już mi się marzą takie wielkie kwiatowe motywy na szafie albo kredensie...
A przygodę z transferem zaczęłam właściwie z powodu braku cierpliwości...lubię szybki efekt, bez długiego czekania, co mnie kiedyś skutecznie zniechęciło do decoupagu. Oprócz tego nie ma ograniczeń w robieniu wzorów, bo można je sobie wymyślać i miksować dowolnie. 
Oczywiście są minusy. I teraz o nich. Dużo ostatnio dostałam pytań o to, jak krok po kroku zrobić dobry transfer. Nie pokazuję tego, bo jest dużo na innych blogach. Niestety, niektórzy myślą, że jest na to jakaś łatwa i szybka instrukcja...Nie ma. Ja jej bynajmniej nie odkryłam. Owszem, wydruk, owszem rozpuszczalnik, owszem siła...itd. Ale ostateczny efekt i tak jest zależny wg mnie od wprawy. Po prostu. Trzeba sto razy zepsuć, że potem wyszło świetnie. Jak w każdej dziedzinie.
Niejednej osobie się to nie podoba, szuka łatwych i przyjemnych rozwiązań. Ale gdyby było łatwo, szybko i przyjemnie, to czy miałoby to wartość?
Nie będę Was, Kochani zanudzać. Pokażę jeszcze trochę innych ostatnich prac z transferami, bo ostatnio mnie to całkowicie pochłania.

Więc tradycyjnie u mnie krzesła:


I znów Francja. :)



I takie z kolorkiem: 





A pamiętacie ten fotel?


Teraz wygląda tak:


Nabrał lekkości i delikatności, prawda?






I krzesło w podobnym stylu:





Oprócz tego normalna praca, więc poduszki:
Takie słodkości - serca i kropeczki. Uwielbiam! :)



A dziś takie śmieszne kociaki, wszystkim chyba znane, ale kto ich nie lubi?




I drobnica:




Nie będę udawać...Jestem baaaardzo zmęczona. Wiem, że muszę złapać oddech, bo trochę za wiele ostatnio się dzieje.Tym bardziej, że w tym roku bez urlopu. :(
Niestety na okres wakacji zaplanowana duża inwestycja. Po trzydziestu latach wreszcie mamy możliwość podłączenia się do  ścieków. Dom stoi daleko od drogi. Sama myśl o przekopaniu się przez cały wjazd i podwórze, związane z tym koszty i ogromny bałagan na działce mnie przeraża...Ale cóż. Nie ma wyjścia.Więc w tym roku mogę sobie pomarzyć o wakacjach.
Mam nadzieję na jakieś krótkie chociaż wypady... 
Takie związane z moją pasją też. Marzy mi się wyjazd do Czaczu. 
Uwielbiam buszowanie po starociach. :)
Może któraś z Was , Kochane, tam była?
Daleko ode mnie, ale zbieram się od zeszłego roku...
Poradźcie. Warto?
Na razie szykuje mi się cudny weekendowy wypad w jedno świetne miejsce...sprezentowany z okazji Dnia Mamy przez moje kochane dzieci. Z pewnością jak pojadę, coś o nim napiszę, bo świetne miejsce. :)
A tymczasem na koniec w temacie podróży takie tam poduszkowe historie:





I tym "światowym" akcentem kończę i buziaki Wam wszystkim przesyłam. Jesteście, Kochane, wielkim wsparciem dla mnie. 
Jak trochę odsapnę, to z pewnością się odezwę w całkiem innym, lepszym nastroju. :)
:) :) :)