Znów przepadłam jak kamień w wodę. A wszystko to praca i praca, a wokół niej kręci się cała reszta.
Strasznie fajnie jest robić to, co się kocha. Ma to różne fantastyczne strony, jak np. taką, że przy okazji poznaje się różne przemiłe, ciekawe i pozytywnie zakręcone osóbki. Moje chwilowe zaginięcie wiąże się właśnie z taką osóbką. Osóbka nazywa się Anita i właśnie otwiera nowy salon fotograficzny. Kibicuję jej mocno, bo bardzo lubię takie dziewczyny z pasją, nastawione pozytywnie do życia i świata. Dla mnie też pierwsze takie wielkie wyzwanie, bo miałam przygotować wszystkie dekoracje do sesji zdjęciowych. A było tego dużo, więc dwa tygodnie zeszły na obmyślaniu szczegółów, debatach nad kolorami, wzorami itd. a drugie dwa nad szyciem i malowaniem. Ale o tym będzie następny, osobny post. Już się cieszę na te cudne zdjęcia, więc z pewnością będzie co pokazywać.
Oprócz tego trzymam się ostatnio swojego postanowienia: powoli, ale systematycznie opróżniamy z mężem zapchane meblami do remontu pomieszczenia. A efekty są takie:
To już kolejne "dzieciowe" szafeczki, ale nie mogę się oprzeć tym motywom :)
Inne dzieciaczki też :
Ostatnio pokazywałam wiszącą szafkę ze scenką rodzajową. Ten piękny motyw pojawił się również na szafce nocnej:
"Duże zwierzę" czyli kolejny kufer pojechał też do stałej, bardzo miłej klientki.
Dla takich klientek robi się fantastycznie. Radość, kiedy piszą, przysyłają zdjęcia z domu jest naprawdę bezcenna :) Jak tu nie kochać takiej pracy?
Czasem robię też rzeczy wyjątkowe, pod konkretne zamówienie. Nawet jeśli czegoś na co dzień nie robię, to po prostu nie można odmówić. Tak było ostatnio z dużym "miętowym" zamówieniem.
Wszystko w rozmiarze XXL. Od ogromnej girlandy z wielkimi sercami po 20 cm każde :
Po grubaśną, wielką gęś:
Wielki pleciony wieniec:
I mnóstwo innych miętusków:
Wczoraj skończyłam, po raz pierwszy robiony od podstaw zegar:
Pojedzie do bardzo miłej, tak samo zakręconej jak ja na tle aniołów osoby, razem z "aniołowym chustecznikiem:
Zazdrostką:
I takim nietypowym chlebakiem - szafeczką, której kształt mnie zachwycił. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie znalazłam i chociaż pierwotnie był smutny sosnowy, to i tak na kilometr widać było potencjał.
Cały miesiąc szyłam też girlandy w różnych konfiguracjach. Do ich szycia przymierzałam się od bardzo dawna.... i na tym się kończyło. Ale do sesji zdjęciowych są idealne, więc....wreszcie!
Dziś tylko troszkę, więcej ze zdjęciami Anity następnym razem :)
Na dziś koniec :) Mam nadzieję , że Was nie zanudziłam. Stanowczo za rzadko tu wpadam ostatnio
i tyle bym Wam chciała pokazać....
Tymczasem słonka życzę, bo na dworze zimno i wietrznie, aż przykro wychodzić.
I gdzie ta wiosna???
Buziaki serdeczne wszystkim zaglądaczom :) :) :) Ściskam Was mocno :)
Dorota