sobota, 17 września 2016

W szarościach im do twarzy.

Witajcie, Kochani!
Pogoda nas rozpieszcza, słońce pozwala wciąż się sobą cieszyć. Wykorzystuję fantastyczną pogodę, ile tylko się da. Niedługo trzeba będzie znów zamknąć się w pracowni, więc póki co wyciągam meble do renowacji i malowanie na dworze... W takich okolicznościach przyrody praca idzie jakoś sprawniej, szybciej i w dodatku przyjemniej.
Ostatnio coraz częściej pojawia się u mnie kolor szary. Nie lubiłam go kiedyś, teraz zupełnie nie rozumiem dlaczego. Wydawał mi się jakiś smutny... Dziś chętnie łączę go z moją ukochaną bielą i połączenie to niezmiernie mnie zachwyca. Ponieważ nie kupuję gotowych farb, tylko sama je mieszam i mieszam, a to mieszanie sprawia mi niezwykłą radość, za każdym razem szarość jest trochę inna, ale zawsze ciepła. Zresztą sami zobaczcie:


A było tak smutno i raczej nudno :


Pracy dużo, bo wszystkie detale malowane ręcznie małym pędzelkiem, transfer na blacie , a w dodatku po bokach wzory:



Pamiętacie, jak cieszyłam się z tego znaleziska?


No i teraz właśnie przydają się bardzo. Wiedziałam, że będzie z tych wałków jeszcze jakaś pociecha :) A sąsiad pukał się w głowę, kiedy je wyciągnęłam z jego strychu :)







Pojawiła się jeszcze druga komódka w podobnym stylu, też z szarością:


Wcześniej taka bidula:



No i oczywiście moje ukochane anioły, które w żaden sposób nie chcą mi się znudzić :)






Zainspirowana węgierskimi sklepami (ostatnio pokazywałam) zrobiłam też pierwszy raz w życiu coś, co bardzo mi się spodobało, ale w żaden sposób nie wiedziałam, jak nazwać :) Widziałam takie białe... u mnie w wersji biało- szarej. Ni to taca, ni to stolik, ni to nadstawka na kredens, stół ???
Po głębszych przemyśleniach pozuje w roli tacy :)








Wałek malarski znów się przydał :)
Przy okazji pozowała też moja myszka na ser :)


 Szarości w dodatkach też według mnie wyglądają świetnie :







Bardzo lubię, kiedy szarość wychodzi delikatnie w formie przetarć. Maluję najpierw na czekoladowo, potem szaro, a na końcu biało. Po przetarciu szary jest tyko delikatny jak mgiełka, zawsze podoba mi się ten efekt. Tu na stoliczku:





Coś mi się wydaje, że szarości pojawi się w moim domu trochę więcej, zwłaszcza przed zimą, kiedy po letnich akcentach w różu i mięcie , zawsze  z chęcią wracam do delikatnych "spłowiałych" kolorów, bieli, wiejskiej śmietany i kremu.
A wy jak czujecie się z tym kolorem, lubicie czasem zrobić się na szaro?
Pozdrawiam Was serdecznie, pięknej, słonecznej jesieni Wam życzę.
Buziaki przesyłam wszystkim zaglądaczom i podglądaczom :)
Dziękuję, że jesteście...
Dorota

czwartek, 8 września 2016

Lawendowe inspiracje z wakacji

Witajcie po przerwie.
Przerwa była spora, ale trudne chwile zastały nas zaraz po przyjeździe z wakacji. Zmarł mój teść. Czas się zatrzymuje w takich momentach życia i wszystko jest nieważne. Trzeba się uporać z wieloma rzeczami i nie sposób o tym mówić ani pisać. Nie dodam więc nic więcej...
Obiecane zdjęcia z węgierskiej wyprawy dopiero dziś. A wyprawa absolutnie fantastyczna i inspirująca. Tak sobie zawsze myślę (wieczna optymistka), że bycie panią "w pewnym wieku" ma mnóstwo dobrych stron. Dzieci idą sobie z domu i można wreszcie zająć się sobą, sprawiać sobie przyjemności i spełniać marzenia. Moim marzeniem zawsze były podróże, ale wakacje spędzaliśmy zwykle nad morzem, bo dzieciaki, wiadomo - kąpiele, piasek i słońce. Na zwiedzanie nie było zbyt wiele czasu ani chęci. Więc teraz wreszcie ten czas. :)
Węgry nie są jakoś zbytnio kochane przez Polaków, a wielka szkoda. Oprócz tego, co wszyscy znają i kojarzą z tym krajem: wino, gulasz i Balaton, jest tam mnóstwo fantastycznych miejsc nie tak oczywistych, a nawet całkiem zaskakujących. Południowa strona Balatonu opisana i znana, ale strona północna: absolutnie cudowne regiony dla wszystkich postrzelonych miłośniczek zabytków, staroci, rękodzieła i prowansalskich klimatów. :) Nie sposób tu wymienić wszystkich  miejsc wartych zwiedzania...Najpiękniejsza perełka według mnie, miasteczko w którym natychmiast się zakochałam, to Tihany. Starusieńkie, jak z bajki, z absolutnie fascynującym klimatem... Taka Prowansja w środku Węgier.  Miasto na wzgórzu, na półwyspie, widoki absolutnie fantastyczne, dookoła winnice i lawendowe pola, a uliczki - bajkowe. Wszystko pod znakiem wszechobecnej papryki i co bardziej zaskakuje- LAWENDY. W cudnych lawendowych galeriach można kupić wszystko:


Przepiękne, ręcznie robione dekoracje i dodatki do domu:









DOMY LAWENDOWE, urocze sklepy, dopieszczone, wychuchane i urządzone jak prawdziwe domy, można kupować, można podziwiać, można zbierać inspiracje :)







Wszystkiego chce się dotknąć, powąchać, pogłaskać... :)
Aż żal wychodzić :)
Nawet małe stragany to prawdziwe cacka:













Na straganach wszystko, co da się zrobić z lawendy: od kosmetyków, olejków, mydełek, saszetek zapachowych po zaskakujące lawendowe soki, a nawet lawendowe konfitury i miody.
No i coś, co absolutnie trzeba spróbować: lody lawendowe!
Lodziarnie na Węgrzech z ogromną ilością fantastycznych lodów w zadziwiających smakach to jedno z najulubieńszych moich miejsc. Takich lodów nie jadłam nigdzie w Polsce.

Dla tych, których znudzi lawenda, jest mnóstwo innych rzeczy do oglądania, od cudnych, starych uliczek, domków i ogródków:



 po sklepiki z węgierskim rękodziełem:














No i tradycyjnie, paprykowo :









Mnóstwo miejsc do zwiedzania, północna strona Balatonu to stare, piękne miasteczka, zamki, muzea, starówki, architektura. Wyjątkowo piękne miasto Keszthely.
Starówka:




Pałac:




Z fantastyczną biblioteką:




Tu muzeum lalek:




Są oczywiście również typowo letnie atrakcje: pogoda gwarantowana, woda ciepła, czyściutkie, zagospodarowane plaże. Co bardzo ważne dla mnie - nie ma tłoku, a ceny naprawdę porównywalne z naszymi nad Bałtykiem.




I takie urocze mieszkanka do wynajęcia za nieduże pieniądze:


Nie jestem kobietą luksusową :) nie marzą mi się na wakacjach ekskluzywne hotele i restauracje. Zawsze ciekawi mnie prawdziwe życie i swoboda. Nie dla mnie wczasy zorganizowane z wyżywieniem i posiłkami na godziny. Możliwość mieszkania w domku z ogródkiem, jedzenia lokalnych przysmaków, możliwość kupowania na targu u węgierskich staruszek robionych w domu przetworów i owoców z ogródka to jest to, co najlepsze :)
To były bardzo fajne wakacje :)
Nowe pomysły i inspiracje z pewnością też się pojawią już wkrótce, również na blogu :)
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, a jeśli zaciekawiłam chociaż trochę, to bardzo mi miło.
Ściskam Was bardzo mocno i buziaki przesyłam.
Dorota
A na koniec MUSZĘ zdjęcie, które mnie bardzo wzrusza :) :) :)  Szczęście w pigułce :) :) :)