wtorek, 22 lipca 2014

Takie tam cuda wianki i o tym, jak pleść trzy po trzy...

Czasem mam taki dzień,kiedy nawet najgorsza dłubanina idzie mi sprawnie, a przyjemność sprawia  robienie czegoś, za czym specjalnie nie przepadam, albo odkładam z dnia na dzień.
Dziś mnie naszło na wianki.
Niby nie są jakoś ogromnie trudne do szycia,ale to wypychanie ...
O rany,jak ja nie mam do tego cierpliwości!


A może jest na to jakiś fantastyczny sposób,tylko ja go jeszcze nie odkryłam? I pewnego dnia doznam jakiegoś olśnienia?
Na razie nadziewam ręcznie te kilometry ruloników, a silikonowe kulki fruwają sobie po domu , jak dmuchawce niesione przez wiatr.
Jedyną pociechą,kiedy potem biegam  z odkurzaczem,
jest widok skończonych kolorowych wianków.


Bo czyż efekt nie jest świetny?



Ależ mnie naszło dziś na kolory, całkiem nietypowo, bo u mnie raczej biało i pastelowo.Ale co tam,jak lato ,to można poszaleć z kolorami. Jakoś weselej i energii więcej...
Ale nie byłabym sobą,gdybym nie zrobiła i takiego bardzo mojego - w ukochane motywy:



A tu jeszcze takie śliczne shabby chic:



Przy okazji kolejne wykorzystanie drewnianych guzików,które pokazywałam wcześniej.
A na poprawę humoru po tym bieganiu z odkurzaczem uszyłam sobie jeszcze taką zawieszkę:




I z poczuciem dobrze wykorzystanego dnia mogę sobie teraz iść pobujać się w fotelu i pomyśleć o wszystkim i o niczym...
Pozdrawiam was ciepło.:)