poniedziałek, 26 października 2015

Z szycia wzięte.

Kochani moi, czy u Was też rozmyślania o świętach Bożego Narodzenia zaczynają się we wrześniu?
Czy to tylko ja zbzikowałam? Chyba nie jestem w tym wariactwie osamotniona?
Co rok mam tak samo: pomysły na świąteczne dekoracje pojawiają się w mojej głowie co rusz już od lata....i co rok mam ambitny plan, że je wszystkie zrealizuję. A pomysłów tysiące...więc i szans na to, że zrobię to wszystko, co mi w głowie zaświta, właściwie nie ma żadnych. No nie ma i już! Nie będę się dłużej oszukiwać.
W tym roku rozpoczęłam szycie jeszcze wcześniej. Powoli staram się wykończyć meblowe sprawy, wszystkie rozpoczęte renowacje różnych przygarniętych biduli, mniejszych i większych sierot zalegających po kątach... Bo za chwilę nie będę miała już na nie czasu. Pojawili się już pierwsi stali klienci na choinki, renifery i gwiazdy... i trwa powolne zalesienie pracowni:


Choinki w różnych wariantach rosną, jak grzyby po deszczu :) Mocno mnie w tym roku zakropkowało, od wiosny trzyma mnie fascynacja różnej wielkości groszkami. Ale czy nie są urocze?






Jak pewnie większość z Was, jestem wielką fanką targów staroci. Mam u siebie taki w każdą sobotę i nie potrafię sobie odmówić cotygodniowego buszowania. Nawet świadomość pełnego, pękającego w szwach garażu nie sprowadza mnie na ziemię. Czasem trafi się coś, na co nikt nie chce nawet spojrzeć, a ja padam z zachwytu! Tak było niedawno, kiedy trafiłam na całe pudło starusieńkich nut.
Spojrzałam i od razu wiedziałam, że muszę je mieć! Co za potencjał, jakie możliwości! Oczywiście , kiedy znajdę na to czas nie przyszło mi do głowy... Nuty stoją sobie w pudle na środku pokoju....
Ale nie jest źle: pierwsze "nutowe" dekoracje już są:






Uwielbiam te motywy, zwłaszcza w połączeniu z aniołkami. Wiele razy już pokazywałam Wam meble z tym motywem. Kilka pojechało już sobie w świat, więc kiedy tylko czas pozwala, robimy kolejne. Ostatnio skończony stolik właśnie czeka na przygarnięcie :)





Moja druga połówka ostatnio ma trochę więcej czasu na meble, bo w pracowni pojawiła się pomoc.
Pomoc to moja starsza córka, która niespodziewanie dla wszystkich nauczyła się już trochę szycia i zanim nie wróci do swojej pracy, spełnia się artystycznie u mnie przy starym singerze. Biorąc pod uwagę to, że nigdy wcześniej nie wykazywała w tym kierunku najmniejszego talentu ( bo ma przecież tyle innych ;) ) to jest to sporym zaskoczeniem dla wszystkich. MUSZĘ ja pochwalić, bo robi naprawdę duże postępy. :) Córko, chwalę Cię :) :) :)
Oprócz przygotowań do świąt toczy się oczywiście normalne szycie i życie. Ostatnio sporo koronek:









Kto by ich nie kochał? Nic nie robi bardziej romantycznego klimatu niż koronki....ja je po prostu uwielbiam. Najbardziej te robione na szydełku, takie "babcine", mogą być lekko nadszarpnięte zębem czasu.... to nawet jeszcze lepiej. :)
I tu przyznam się, że mnie ostatnio naszło, żeby po wielu, wielu latach znów sięgnąć po szydełko. Nie wiem, co z tego będzie, bo czasu brak mi już nawet na spanie, ale jak coś wyjdzie, to z pewnością się pochwalę... Efektów piorunujących nie oczekuję, bo szydełkowałam troszkę jakieś 25 lat temu i mistrzynią w tym nie byłam. Ale może uda się chociaż zrobić szydełkowe gwiazdki na choinkę, którymi zachwycam się niezmiennie od lat...? Jeśli tak, to już będę z siebie dumna.:)
No proszę: do końca roku jeszcze dużo czasu, a tu jakby już pierwsze postanowienie noworoczne :) :) :)
Kończę na dziś, Kochani i pędzę podglądać jesień na Waszych blogach, bo jak sami widzicie u mnie po lecie od razu zima :)
Buziaki Wam serdeczne przesyłam i uściski. Trzymajcie się cieplutko :)