Minął prawie miesiąc od ostatniego wpisu, a ja nawet nie wiem kiedy. Miesiąc trochę dobry, trochę zły. A kiedy jest trochę źle, to nie jest dla mnie czas na blogowanie...
Zmartwienia mnożą się same, nie trzeba im wcale pomagać. Kiedy ma się dużą rodzinę, to tych zmartwień nie brakuje, zwłaszcza, kiedy każdemu chce się pomóc, wesprzeć, doradzić albo chociaż w zmartwieniu potowarzyszyć. Ja jestem kobietą działania, nie czekania, więc chwile, kiedy nie można pomóc bliskiej osobie jakoś konkretnie, namacalnie, jest dla mnie zawsze trudny.
Żeby mniej myśleć i dać sobie trochę ochłonąć staram się wypełnić czas pracą. Szukam wtedy też takiej pracy, której efekty będą miłe, sprawią mi przyjemność albo chociaż pożytek.
Ten ostatni czas wypełniłam sobie tworzeniem najróżniejszych dekoracji dla siebie i swojego domu.
Metamorfozy doczekały się więc rzeczy, które od miesięcy zalegały w szafkach, szufladach i kątach.
Będzie więc dużo zdjęć.
Lato to czas, kiedy w moim białym domu z odrobiną pudrowego różu wyjątkowo pojawia się trochę więcej koloru. Długo opierałam się miętowym dodatkom, ale i ja się nie oparłam. A takie są tego efekty:
A wszystko zaczęło się od przepalonego czajnika uratowanego przed śmietnikiem, którego kolor mnie zachwycił, wzór też. Czajnik dostał do kompletu koszyczek. Stary syfon, wcześniej granatowy też się na coś przydał. A swoją drogą mocno mnie rozbawił fakt, że mało osób już wie, co to jest w ogóle syfon. Starość chyba już nadeszła :) :) :)
Pojawiło się też delikatne, jak mgiełka, miętowe krzesełko, jasne, z kwiatowym transferem.
Mojego ukochanego ostatnio, słodkiego różu też nie zabrakło:
W dużych ilościach, jak dla mnie, zbyt dużo lukru, ale dawkowany z umiarem przy białej reszcie, podoba mi się bardzo :)
Ale biel wciąż króluje i jest numerem 1 w moim domu:
Z odrobiną szarości:
Za sprawą przemiłej znajomej, od której dostałam piękne bukiety suszonej lawendy, ten motyw też zagościł wraz z zapachem w moim domu:
W przedpokoju też trochę zmian. Na ścianie nowy świecznik z kawałka starych drzwi. Niżej zawiśnie podobny wieszak, jeszcze nie wykończony :)
Ostatnie dni to czas wyjątkowo wytężonej pracy, bo już za kilka dni wyczekany, wymarzony urlop.
Nie miałam prawdziwego urlopu 3 lata, więc bardzo mi się przyda. Mam nadzieję porządnie naładować akumulatory.
A na sam koniec duże prace wykończone po długim leżakowaniu. Nic tak nie motywuje do pracy, jak myśl o pakowaniu walizek :) :) :)
Jak widzicie biel, siatka i transfery nie chcą mi się znudzić :)
Na dziś kończę i rozpoczynam odliczanie do wyjazdu:)
Jadę zwiedzać Węgry. Ostatni raz byłam tam 25 lat temu, kiedy ten kraj przy naszej szarej wtedy rzeczywistości wydawał się bogatym, kolorowym rajem. Ponieważ nie zamierzam zbytnio leżakować, więc z pewnością będzie dużo wrażeń i dużo zdjęć, którymi się pewnie podzielę po powrocie.
I Wam wszystkim życzę wspaniałego wypoczynku i fantastycznej pogody na resztę wakacji.
Ściskam Was bardzo mocno i buziaki przesyłam
Dorota