Czekam na wiosnę z utęsknieniem. Nigdy nie lubiłam zimy, a w tym roku wyjątkowo daje mi w kość. Niestety wciąż choruję i 2 miesiące życia z bólem daje mi się mocno we znaki. Ostatnio trochę zaczęła siadać mi psychika, więc i zaglądać tu nie zaglądałam, bo humor nie ten, a smędzić komuś nie lubię.
Życie z chorobą czy bez toczy się dalej, więc i ja zajęłam się pracą, żeby nie myśleć za wiele. Dużo siedzieć przy maszynie nie mogę, więc meble maluję jak szalona. Co prawda, żadnych wygibusów robić się nie da, więc chwilowo warsztat na samym środku jadalni na stole. O matko, oczy zamykam, żeby nie widzieć tego bałaganu... ale cóż, od mycia podłóg ważniejsze zdrowie, więc na razie musi tak być.
Na poprawę humoru postanowiłam zrobić sobie trochę koloru i wiosny w domu. Uwielbiam wszelkie kwiatowe motywy, róże, groszki i słodkości . Nie wiem, czy dziecinnieję na stare lata czy co... Mam nadzieję, że nie zamienię się w Dzidzię Piernik :)
Najpierw metamorfozę przeszedł zwykły taboret, z tych, co kiedyś za PRL-u stały prawie w każdej kuchni. Jak pisałam kiedyś, mam do nich jakiś wyjątkowy, osobisty sentyment :)
W oryginale - delikatnie mówiąc nic ciekawego :)
W wersji romantycznej bardzo mi się spodobał :)
Tak bardzo, że idąc za ciosem, powstały następne:
Niebieski nie mój kolor, więc jeszcze róż, czyli to, co lubię :)
Wszystkie trzy:
Na tych cienkich nóżkach wyglądają lekko i delikatnie, co bardzo mi się podoba :)
W ramach "skoku w bok" wymalowane takie dziecinne krzesełko.
Ani mój kolor, ani dzieci małych nie mam... ale fajnie czasem zrobić coś zupełnie innego niż zwykle:
No i udało się przemycić moje ukochane groszki :)
Dalej to już szaleństwo, ale groszki i róże...no to wiecie.... mój fiś ostatnio :)
I kwiatowa łączka też zakwitła:
Wiosenne szycie też się pojawiło. Tak całkiem bez maszyny żyć nie potrafię i nie mogę :)
A w tak zwanym międzyczasie maluję drugi kredens, z tych, o których pisałam ostatnio.
Pomysł na to, co nad kredensem też już jest i prace rozpoczęte.
Trochę pewnie potrwa ustawianie, dopieszczanie i aranżacja, ale już się cieszę na efekt :)
Zwłaszcza, że podstawą projektu jest takie coś x 2 sztuki, znalezione pod blokiem na osiedlu (!). Będzie się działo :)
Różne rzeczy przywlekłam do domu, ale gablot na ogłoszenia jeszcze nigdy :) :) :)
Zapowiada się ciekawie, nie mogę się już doczekać efektu, więc oczywiście nieskromnie pochwalę się, jak tylko skończymy :)
Dziś kończę, ściskam Was bardzo mocno i serdecznie i buziaki wysyłam.
Mam nadzieję, że wkrótce tu będę, może wreszcie w lepszym zdrowiu i formie :)
Dorota