Prace nad przeprowadzką pracowni posuwają się wolno. Cóż zrobić, w tzw. międzyczasie trzeba przecież znaleźć czas na inne sprawy, zamówienia, szycie, wymyślanie nowych pomysłów i jeszcze takie zwyczajne domowe życie...Uzbroiłam się w cierpliwość. W pewnym wieku jakoś tej cierpliwości więcej i dystansu do życia też. Tak, ten "pewien wiek" ma niezaprzeczalnie swoje dobre strony. :)
Tymczasem jedna z naszych starych maszyn dostała nowe ubranko.
Pozostałe czekają na swoją kolejkę. Sami oceńcie, czyż nie jest piękna?
Wcale mi nie przeszkadza, że stolik jest od innej maszyny, a góra inna. Razem pasują doskonale.
Lubię takie stare sprzęty, lubię je dotykać, patrzeć na nie, a czasem zastanawiać się, komu służyły .
Jaka kobieta, a może mężczyzna (?) kiedyś z mozołem godzinami przy niej pracowali i co za cuda wychodziły spod ich rąk...
A najfajniejsze jest to, że wciąż działają, nawet lepiej niż niejedna nowa. Oboje lubimy na tych staruszkach szyć, nie przejmując się pędem do nowoczesności.
Nie chciałam mieć nowej, całkiem przerobionej maszyny, skupiłam się więc tylko na stoliku. Pomalowany na biało, postarzony i ozdobiony przez mojego transferowca nabrał lekkości i delikatności.
Dół został tylko wyczyszczony i pomalowany po staremu.
Góry w ogóle nie ruszałam, nie miałam sumienia. Przerabianie i niszczenie tak pięknych zdobień uważam za profanację. Taka nadgryziona zębem czasu jest dla mnie najpiękniejsza.
Transfer też miał być delikatny, żeby nie "przedobrzyć" i wyeksponować urodę maszyny.
Stolik po złożeniu może być też fantastyczną ozdobą domu.
Jestem zachwycona efektem, dokładnie o to mi chodziło. :)
Do maszyny dołączyło też stare- nowe krzesło. Zrobione identycznie, jak to, które pokazywałam ostatnio. Pomalowane, postarzone, z nowym obiciem. W środku mięciutka gąbeczka, żeby można było siedzieć wygodnie nawet kilka godzin.
Następna maszyna jeszcze nie wykończona, czeka na jakiś wolny wieczór.
Tymczasem w temacie "szyciowym" następują zmiany. Pojawiły się już pierwsze wiosenne akcenty.
Zimowe dekoracje w klimacie folk pokazywałam już wcześniej, teraz te same motywy zagościły na gąskach, kurkach i królikach.
Radośniejsze kolorki też już są.
Bardzo lubię szycie takich małych dekoracji, a wiosenne wyjątkowo poprawiają mi humor.
Nie wiem, jak Wy, ale ja naprawdę nie lubię zimy i z niecierpliwością oczekuję wiosny. Tymczasem dopiero styczeń...
Zbliża się Dzień Babci i Dzień Dziadka. Na innych blogach dużo pomysłów i prac z tej okazji. U mnie nie, bo nie biegnę z prezentami do babci. Sama jestem babcią i to pięciokrotnie, więc pójdę na występy do przedszkoli, jak zawsze wzruszę się i wyleję wiadro łez i nie będę mogła wyjść z podziwu nad tym, jak fantastyczne, cudne, mądre i w ogóle NAJLEPSZE są moje wnuki.
Bo bycie babcią jest CUDOWNE, chyba nawet lepsze niż bycie mamą ...A z pewnością prostsze. Nie trzeba wychowywać, można tylko rozpieszczać i kochać miłością bez zastrzeżeń.
W związku z tym dniem nasuwają mi się też różne przemyślenia. Jak bardzo czasy się zmieniły i jak trwałe są stereotypy.
W książkach babcia to wciąż siwa staruszka w chustce i kapciach, a w życiu...czasem skrajnie inaczej.
W życiu ta babcia to czasem pełna energii kobieta w rurkach, z irokezem i tatuażem na nodze. Niejednokrotnie bardziej nowoczesna i "do przodu" niż jej dzieci. Pracująca, ze swoimi pasjami, planami i marzeniami...
I mam do was, kochane, taką prośbę: popatrzcie czasem inaczej na dzisiejsze babcie. Nie traktujcie ich przedmiotowo, jako całodobowe pogotowie, gotowe siedzieć z wnukami na okrągło i biec na każde wezwanie bez słowa sprzeciwu. Spójrzcie na nie , jak na kobiety, takie same jak Wy...A kupując prezent, zastanówcie się, czy one marzą o fartuszku do kuchni, czy może o dobrej książce albo biżuterii...
Babcie to nie tylko babcie, to też córki, żony, kobiety, pracownice, kochanki...itd. itd....
I z taką refleksją was dziś, kochane, zostawię.
Pozdrawiam Was cieplutko i baaaardzo serdecznie.
Dzięki, że jesteście. :)